czwartek, 26 kwietnia 2012

Kiedy możesz dostać mandat, a kiedy nie.

Autorem artykułu jest Krzysztof Dmowski


Nie jestem przeciwny nakładaniu kar dla kierowców, którzy łamią przepisy, ale czasem sytuacja wymaga sprzeciwu, bo nie zawsze wykroczenie jest wykroczeniem. Samochodów przybywa, a miejsc parkingowych ubywa.

Przed kilku laty zaparkowałem samochód pod rynkiem miejskim, a kiedy wróciłem za szybą znalazłem jakiś świstek, z nadruku wynikało, że jest to mandat wystawiony przez Straż Miejską, a jedyne co przeczytałem, to słowo: „foto”. Natychmiast w obecności świadków zrobiłem dwa zdjęcia i z owym świstkiem udałem się do siedziby Straży Miejskiej. Na miejscu dowiedziałem się, że zaparkowałem na przejściu dla pieszych. Byłem tym niesamowicie zaskoczony, bo prawo jazdy mam od roku 1991 i wiem jak wygląda przejście dla pieszych. Natychmiast pokazałem zdjęcia, które ja robiłem.
Człowiek, z którym rozmawiałem mówi do mnie: „z pańskich zdjęć wynika, że zaparkował pan na przejściu dla pieszych”.
Pytam zatem: „a na jakiej podstawie pan to stwierdza?”.
Strażnik odpowiada: „widać ślady przejścia dla pieszych, a za to wykroczenie jest jeden punkt karny i dwieście złotych, przyjmuje pan?”
W miejscu, gdzie zaparkowałem swój samochód być może kiedyś, bardzo dawno temu istniało przejście dla pieszych, a obecnie domyślałem się, że widzę jeden fragment „zebry” tuż przy chodniku — bardziej wyglądało na jakieś pozostałości.
Mówię więc co myślę: „Proszę pana, kierowca nie ma obowiązku domyślać się, czy kiedyś tu było przejście i kierowca musi widzieć dokładnie oznakowane przejście dla pieszych, tak namalowane na jezdni lub w postaci znaku drogowego, a takich tu nie ma”.
Strażnik wcale mnie nie słuchał i pyta: „przyjmuje pan mandat, czy decyduje się pan na Sąd Grodzki?”
Bez zastanowienia odpowiadam: „dla mnie może być i Strasburg!”
Zaskoczony strażnik miejski pyta: „straszy mnie pan?”.
Śmieszne pytanie, ale odpowiedzieć musiałem: „Nie straszę, tylko obiecuję, bo moje prawa na drodze są ważniejsze, niż domniemania Strażnika Miejskiego, który stał kilka metrów dalej i jeżeli zauważył moje wykroczenie, mógł podejść i zwrócić uwagę, a nie czekać kiedy odejdę, żeby mi za szybę włożyć mandat”.
Po tych słowach wyszedłem, usłyszawszy, że będę wzywany w celu złożenia wyjaśnień.

Sytuacja śmieszna, byłem na miejscu i mogłem opowiedzieć sytuację, ale zdaniem polskiego prawa, musiałem przyjechać jeszcze raz w celu złożenia zeznań. Sprawa jednak zakończyła się w ten sposób i nie doczekałem się jej kontynuacji. Przepisy są jasne i dla wszystkich. Kierowca musi widzieć oznakowanie na drodze, jasne i czytelne. Każdy znak drogowy musi być czysty i widoczny. Znam przypadek w którym kierowca nie widział znaku „stop” i spowodował wypadek. Ale okazał się na tyle mądry, że zanim przyjechała policja, zrobił zdjęcie znaku, obejmujące również miejsce kolizji. Znak „stop” w małym stopniu zasłaniała gałązka i dzięki temu karę poniosły służby odpowiedzialna za znaki drogowe.

W działaniu Straży Miejskiej niesamowite są ich sposoby działania. Zawsze kiedy występują różne święta, kiedy ruch jest utrudniony, policja oraz harcerze, czy nawet straż pożarna, pomagają kierowcom, jednak nigdy w nie słyszałem, żeby straż miejska pomagała w trudnych sytuacjach na drodze.

---

Krzysztof Dmowski
http://www.kdpowiesci.republika.pl/

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz